Po ośmiu latach życia z Marcepanem olśniło nas nagle. Było to podczas spaceru, na którym Marcepan był zwyczajnie sobą. Od ośmiu lat właściwie niewiele się zmieniło w jego byciu Marcepanem, poza tym, że Futro ma już nieco mniej siły, a my osiągnęliśmy stan totalnej akceptacji (pogodzenia?) dla jego stylu życia.
Bo Marcepan ma różne wcielenia i na spacerach jest Pijanym Zającem z dużym deficytem uwagi oraz szaleńczą radością egzystencji „tu i teraz”. Tu motylek, tam kwiatuszek, slalomem przez ścieżkę rowerową, ku zapamiętanym miejscom, gdzie tydzień temu leżał chleb, a po drodze groźny słup (wtedy jest na moment Wilkiem Alfa), takie tam historie, nudy nie ma. Mówię Wam – tak trzeba spacerować.
Tak, czy siak – olśniło nas.
– Ja wiem, jak to się stało, że on trafił akurat do nas!
– Tak? A jak?
– Bajkę nam opowiedzieli, że czekali na właściwych ludzi! Ja myślę, że nikt Durnia nie chciał wziąć. Ludzie od razu wiedzieli, że będą kłopoty. No i został taki.
– No a potem przyjechaliśmy przecież… – nie wiem do czego zmierza M.
– … no i on był grzeczny, aniołek normalnie, spacerek na smyczy wzorowo, potulne cielątko, pies wymarzony, a my naiwni. Ja myślę, że oni go … naćpali. Dali mu jakieś mocne dragi dla pewności i trzymało go jeszcze dwa dni!
– Ożeż ty! Teraz mi się poukładało!
Nie mamy zdjęć puchatej, rozkosznej psiej kuleczki. Prawda jest taka, że Marcepan zamieszkał z nami, gdy miał już sześć miesięcy, za sobą niejasną przeszłość i szczenięctwo bez socjalizacji, a przed sobą… burzę hormonalną.
I tak zaczęła się nasza historia. Od drugów (domniemanie) i trudnego wieku rozwojowego (fakt).
Just.