To historia o tym, jak postanowiliśmy zostać najlepszymi człowiekami dla swojego psa. I o tym, że to nieładnie śmiać się z innych.
Gdy tylko Marcepan pojawił się w naszym domu pochwaliłam się na FB (a jakże!), że odtąd jesteśmy rodziną 2+2. Lajkom i zachwytom nie było końca. Oczywiście od razu zapisałam się go grup zrzeszających miłośników Golden Retrieverów i postanowiłam (z absolutną pewnością siebie) zostać najlepszą w byciu PANIĄ Marcepana.
Napisała do mnie koleżanka z dawnych lat z pytaniem, czy oglądałam może film „Marley i ja„* i z sugestią, że jest to zdecydowanie film dla nas, ale ona nie będzie spojlerowała, musicie i koniec. No dobra.
Marcepan był z nami już drugi dzień i zachowywał się jak anioł, a my nawet nie przeczuwaliśmy, co drzemie w tych trzydziestu kilogramach psiego podrostka. Siedział grzecznie przy kanapie i wyglądał jak stuprocentowy stereotyp, czyli tak, jak nam się wydawało, że Goldeny wyglądają i zachowują się. Zaczęliśmy seans.
Nie będę zdradzała fabuły ze szczegółami, ale muszę wspomnieć o tej jednej scenie, która w naszej historii jest kluczowa. Otóż … państwo tytułowego Marleya (Labradora Retrievera!) postanowili zabrać go na szkolenie dla psów. Na tym szkoleniu wszystko, co mogło pójść źle, poszło źle. Sceny filmowe rozbawiły nas do łez, a w Marcepanie obudziły … wilka?
Nasz puchaty anioł zerwał się na cztery łapy z werwą, o którą go wtedy jeszcze nie podejrzewaliśmy i zaczął wyć do telewizora wyciem, które z perspektywy czasu interpretuję, jako marcepanowy manifest. Albo sygnał porozumienia psich serc. Albo groźbę.
– Marcepan, co jest?
– <WYCIE>
– No wiem, zły Marley, nie?
– <WYCIE>
– Ja wiem, że TY byś wiedział, jak się zachować. Ty jesteś dobrym pieskiem, grzecznym pieskiem. M., słuchaj, może znajdę jakieś psie przedszkole?
– <WYCIE>
Postanowione. I nic nie zapowiadało, tego co się wydarzyło potem.
Just.
* Jeśli nie oglądaliście filmu to z całego serca zachęcam, aby to zrobić. Zerknijcie na Filmweb. Ostrzegam – jest i bardzo śmiesznie i bardzo smutno. I tak – utożsamiam się. W filmie gra Jennifer Aniston przecież.
Jeśli nie czytaliście książki Johna Grogana, na podstawie, której nakręcono film, polecam nawet bardziej, niż sam film. Zerknijcie na lubimyczytać.pl, tu. Książkę przeczytałam wiele miesięcy po tym, jak obejrzałam film i nie pamiętam, abym przy jakiejś innej śmiała się tak głośno i szczerze. To piękna książka. Tytuł dzisiejszej historii nie jest przypadkowy. Uważam, że Marley mógłby uczyć się od Marcepana, a ja od Johna.