justasmile

O tym, jak najadłam się wstydu u weterynarza. Część 1.

Marcepanowe wizyty u weterynarza za każdym razem były spektakularne. Kudłatemu luzowały wszystkie śrubki, gdy tylko orientował się dokąd zmierza. Tak bardzo luzowały, że każda z tych wizyt stawała się osobną historią do opowiedzenia (co też uczynię).

Nauczyłam się także samodzielnie opatrywać zranione łapy (najczęstszy uraz, choć gdybym mogła sama szczepić Drania, to też bym to robiła). Tak było szybciej, łatwiej i zdecydowanie mniej stresująco dla Marcepana, dla nas oraz przede wszystkim dla lekarzy i ewentualnych świadków w poczekalniach (świadków ludzkich i zwierzęcych). Poza tym nie było pewności, że wizyta się odbędzie, bo zdarzyło się i tak, że na widok Futra usłyszałam:

Pani przyjdzie później. Będą koledzy do pomocy.

Anonimowa Weterynarka

Tym razem jednak sprawa była poważniejsza, niż jakaś tam rana rana na łapie, czy atak dzika bielańskiego. Zaczęłam na serio martwić się o stan zdrowia naszego psiska, choć jego zachowanie nie wskazywało, aby psisku temu cokolwiek dolegało (no chyba, że głód, wiadomo).

Tak się złożyło, że 500 metrów od naszego domu mieści się bardzo, bardzo polecany gabinet weterynaryjny. W dodatku przyjmują tam dwie doktorki, które to mają fantastyczne opinie (a ja lubię czytać opinie i robić doktoraty u Pana Googla przecież, na przykład z tego, który lekarz dla psa najlepszy). Postanowiłam. To jest to miejsce i niestety ten czas. Muszę dodać – tego, co mnie zaniepokoiło w Marcepanie, tym razem wyjątkowo nie googlowałam. Potrzebę dogłębnego zbadania tematu przekierowałam na wyszukanie najlepszej opieki weterynaryjnej. Dlaczego? Myślę, że zrozumiecie.

Polecany gabinet weterynaryjny. Dla dodania otuchy i dla wsparcia na wszelki wypadek jest z nami M., oaza spokoju. Marcepan zachowuje się … wzorowo, choć przed minutą w poczekalni histeryzował i obszczekał niewinne goldenie szczenię. Uspokoił się szybko, bo to szczenie okazało się fotografią na drzwiach wejściowych. Zdarza się (często).

– Dzień dobry, co was do mnie sprowadza? Co się dzieje?
– Pani doktor, zauważyłam niepokojącą zmianę na skórze Marcepana. Coś jakby czarny wrzód.
– Dobrze, w którym miejscu?
– Na penisie – odpowiadam z pewnością siebie.
– To znaczy na siurku?
– Na siurku – straciłam pewność siebie.

Pani doktor zakłada rękawiczki i nurkuje pod Marcepana. Marcepan truchleje. Pani doktor po chwili podnosi głowę i mówi:

– Może mi pani pokazać gdzie ta zmiana dokładnie?

Nie mam wyboru, również nurkuję. Marcepan zerka podejrzliwie, ale zachowuje się wzorowo, z niebywałą godnością, kudłaty psi posąg w tej jakże żenującej sytuacji. Opisu tego co zobaczyłam Wam oszczędzę. Finalnie udało się ustalić, gdzie niepokojąca zmiana się znajduje i czymże jest. A także trzy bardzo ważne kwestie.

– Marcepan, twój siurek jest w porządku, czysty, zdrowy i piękny. Proszę pani, to nie jest siurek, to napletek, napletek ochrania siurka, a siurek jest zdrowy. A ta zmiana to pieprzyk. Marcepan ma pieprzyka na napletku.

Kurtyna. Za wizytę nam nie policzono, a ja obiecałam sobie, że nieprędko wrócę do tego właśnie polecanego gabinetu. Chyba, że wydarzy się coś na prawdę groźnego zdrowotnie (odpukać!), ja problem skonsultuję z Doktorem Google, zrobię porządny research i wtedy schowam dumę do kieszeni i wrócę, z podniesioną głową. Dla dobra Kudłatego!

Nie przypuszczałam wtedy, że kolejna wizyta odbędzie się już za kilka dni…

Just.